sobota, 30 listopada 2013

OD Sonate CD Connor'a

Zaczęły się skurcze (działo się to parę mies. później). Zawyłam informując Connor'a,że "coś się dzieje". Najpierw wyszło małe,czarne szczeniątko

Później białe.
https://scontent-b-vie.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/v/1422757_254380164715216_1724756945_n.jpg?oh=58b3d163674ea0514792b3c2712b31e7&oe=529C59B1
Wtedy przyszedł Connor zdyszany. Nie mogłam wypowiedzieć słowa,ale wiedział,co się dzieje. Podszedł do mnie uradowany. Wylizywał nadeszłe już szczeniaki. Później,nadeszły ciemne chmury. Wyszedł brązowy szczeniaczek,zaraz później biały,skrzydlaty...oba były martwe.
https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/v/1415872_254394201380479_2108177046_n.jpg?oh=b0b7aceba70f3a3bf50b4b0558f9fb60&oe=529C6258
https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/v/1481133_254394188047147_1559423475_n.jpg?oh=c21dbff9aec2a70f6b1d1a1d0c2c0516&oe=529BFE93
Nadszedł teraz kolejny samiec,który był brązowy,za żółtymi paskami,a po nim biały,z czarną kreską na plecach. I jeszcze szary...
https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/v/1457101_254394571380442_1873047937_n.jpg?oh=1115d11197fb9f1d71018a447f575267&oe=529BFED9




https://scontent-b-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/v/1420457_254394624713770_2139877816_n.jpg?oh=2640cd622e3e5e1a8b9a98f1947c9f41&oe=529BDDC6
http://fc03.deviantart.net/fs70/i/2012/278/8/0/__on_the_edge______by_wolveslover23-d5gvgj2.png
To były wszystkie. Choć wyczerpana,chwyciłam umarłe szczeniaki w łapy i położyłam na nich głowę (czoło). Z oczu poleciały mi łzy. Connor położył mi łapę na ramieniu. Zaczęło padać,rozpętała się burza. Zawyłam na cześć umarłych. Przez całą noc,łzy nie ustępowały. Byłam na prawdę przygnębiona,z powodu tej dwójki. Starałam się być silna. "Żołnierze nie żałują zmarłych,tylko pilnują,żeby zmarłych nie było" mówiłam sobie. Tak nas uczono,ale przecież....to były...moje......dz...dz...dz.....krewni.
<Connor?>

OD Connor'a CD Sonate

- Wybacz skarbie... Muszę na chwilę wyjść. - oznajmiłem
- Gdzie? - zapytała
- Muszę się z kimś spotkać...  Będę nie daleko. W razie coś ci się działo zawyj tak mocno jak umiesz. - powiedziałem z uśmiechem i wyszedłem. Chwilę połaziłem po terenach szukając pewnego wilka aż w końcu go znalazłem.


















 - Jesteś. - warknąłem.
- Tak o to ja. - powiedział szyderczo.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno. - obnażyłem swoje kły.
- Po co te nerwy? - zapytał szczerząc się w szyderczym uśmiechu.
- Miałeś się tu więcej nie zjawiać. - tym razem zawarczałem mocniej a wilk cofnął się.
- Ta twoja lalunia. Sonate. Całkiem ładna. Zaliczyłeś? - znowu zapytał szyderczo.
- Zamknij mordę psie. - wrzasnąłem. Chwyciłem go za fraki i przygwoździłem do drzewa. - A teraz słuchaj uważnie. Jeśli zjawisz się tu jeszcze raz. Obiecuję, że wyrwę ci żywcem tchawicę i sprawię byś umierał długo i boleśnie. Puściłem jego futro.
- Jesteś zbyt miękki. Nie zabijesz mnie choćbyś chciał... - powiedział.
- Odejdź. - powiedziałem przyduszając go do ziemi.
- Hah. Zmuś mnie. - odpowiedział mrużąc oczy.
- Jesteś zbyt pewny siebie. - odpowiedziałem chwytając go za gardło wyrwałem je do połowy. Ból był dla niego straszliwy i wrzeszczał.
- Zabij mnie... ZABIJ.
- Pozwolę ci żyć. Ale więcej się tu nie zbliżaj. - Powiedziałem po czym go uleczyłem. Odbiegł gdzieś daleko...Nagle usłyszałem wycie Sonate...

Sonate?







OD Sonate CD Connor'a





-Dziękuję.-Powiedziałam. Urwałam kawałek "śniadania". Connor przyłączył się po 3 moim kawałku. Kiedy zjedliśmy,wywaliliśmy niejadalne części Karibu. Czułam się jakoś dziwnie...słabsza...cały czas miałam dziwne uczucie,jakby coś się działo. Kiedy Connor gdzieś poszedł,poczułam...coś....nie do opisania. Wiedziałam co to znaczy. Wyczułam to. Czym prędzej pobiegłam do Connora. Kiedy do niego dobiegłam,skoczyłam na niego i krzyknęłam uradowana:
-Jestem w ciąży!-Mój partner bardzo się ucieszył.
-N-na prawdę? To wspaniale. Powinnaś być w jaskini. Musisz teraz dużo odpoczywać. Nie oddalaj się od niej proszę.-Powiedział troskliwie.
-Tylko mnie nie uziemiaj,wiesz,że umrę z nudów,jeśli całą ciążę spędzę w jaskini.
-Ok,ok,ale uważaj na siebie.-Nagle,skoczył na mnie jakiś zwierz.

Przygniótł mnie tak,że nie mogłam się ruszyć...stanął mi na brzuch...z tego,że byłam trochę słabsza,nie mogłam sobie z nim poradzić. Connor zepchnął go ze mnie i zabił po paru minutach walki. Po czym podbiegł do mnie przerażony.
-Nic ci nie jest?
-Nie...-Wytrzeszczył oczy ze strachu. Najpierw nie wiedziałam o co mu chodziło,ale zorientowałam się,że patrzył na mój brzuch. Spojrzałam....był cały zakrwawiony. Przeraziłam się nie na żarty. Szybko uleczył ranę. Przyłożył ucho,do brzucha (umiał wyczuwać życie,czy jakoś tak) i odetchnął z ulgą.
-Żyją-powiedział...co za ulga. Przytuliłam go z całej siły. Później,odprowadził mnie do jaskini i kazał wypoczywać.
<Connor?>

OD Connor'a CD Sonate

Nazajutrz... 

-Cześć skarbie. - powiedziałem do wstającej Sonate.
-Cześć. - odpowiedziała leniwie się przeciągając.
-Masz ochotę na coś do jedzenia? - zapytałem troskliwie.
-Chętnie. - odpowiedziała uśmiechając się.
-To poczekaj. Zaraz przyjdę... - powiedziałem i wyszedłem z jaskini. Chwilę później udało mi się 'namierzyć' dosyć dużej wielkości Karibu. Zaraz był martwy. Przyciągnąłem go do jaskini.
- Jedz. - powiedziałem do Sonate.
- Ale ty też musisz być głodny. - odpowiedziała.
- Ale to ja się ciebie spytałem czy masz na coś ochotę. - powiedziałem liżąc ją po pyszczku.

Sonate?

OD Sonate CD Connor'a


-Może...na plażę?-Zaproponowałam.
-Idealne miejsce-Powiedział. Kiedy doszliśmy na plażę,zbliżał się zachód słońca. Usiedliśmy na kamieniu i patrzyliśmy. Niebo przybrało tysiące kolorów. Przytuliłam się do niego. On mnie pocałował.
-Lubisz słoną wodę?-Zapytałam
-A co?
-Nic....a masz!-Ochlapałam go wodą morską.
-Osz ty!-Zaczął mnie gonić i zalewać wodą. Chlapaliśmy się tak i popychaliśmy tak,że wpadaliśmy do wody. Skończyło się na tym,że on zepchnął mnie z mostu,a ja jego,po czym pływaliśmy. Niedługo po tym,wyszliśmy roześmiani na brzeg i otrzepaliśmy się z wody. Odepchnęłam jeszcze jego pysk tak,że znów wpadł do wody i poszłam z uśmiechem na pysku. Kiedy mnie dogonił powiedział:
-No wiesz?-Zaśmiał się. Liznęłam go w pysk i pobiegłam przed siebie zarumieniona i uśmiechnięta,a on stał tam z wielkimi oczami. W końcu jednak dogonił mnie (ponownie xd) i przytulił.
<Co dalej Connor?>

Connor i Sonate

Connor i Sonate są razem ;3

OD Connora CD Sonate

Parę dni później...

Moje rany zrosły się na tyle, że przestały boleć. W każdym razie blizny pozostaną. I dobrze. Chcę mieć jakąś pamiątkę po tej walce. Przechadzając się razem z Sonate po lesie...
- Masz może ochotę się gdzieś przejść? Wybór miejsca pozostawiam tobie.

Sonate ? xD

OD Sonate CD Connor'a


-...jaa....-Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Jego słowa wprawiły mnie w osłupienie. Lubiłam go....no....trochę bardzo lubiłam......ale tak bardzo bardzo......ale myślałam,że mnie nienawidzi,lub,przynajmniej nie lubi,albo tylko lubi,ale nie kocha! Powoli opuszczał łeb,myśląc,że nie odwzajemniam jego uczuć.-Ciebie też.-Szepnęłam cała czerwona (zarumieniona). Ucieszył się z moich słów.
-Czy....czy chciałabyś......być.....moją.....wilczycą (dziewczyną)?
-Tak-Przytuliłam go.
-Au!-Syknął z bólu. Odskoczyłam od niego. Całkiem zapomniałam o jego stanie.
-Wybacz.
-Spokojnie.-Uśmiechnął się.
-Trzeba cię zanieść do jaskini.-Powiedziałam,po czym pobiegłam w las. Wzięłam kilka patyków odpowiadających ilości tych na nosze i parę grubych liści,żeby mogły utrzymać Connora. Położyłam je obok niego.
-Chcesz z tych połamanych patyków zrobić nosze?-Zadrwił.
-Owszem.-Powiedziałam pewnie,po czym klasnęłam w łapy i położyłam je na kupce przedmiotów przeze mnie przyniesionych. Przed nami pojawiły się wspaniałe nosze.-Tadaaaaaa.-Powiedziałam. Connor się zmieszał.-Chodź. Trzeba cię jakoś na tym położyć.-Powiedziałam. Pomogłam Connorowi przeczołgać się na moje dzieło. Kiedy to się stało,dorobiłam jeszcze koła i "podwiozłam" wilka do mojej jaskini.
-Tu mam wiele ziół pomagających w leczeniu ran nawet zapachem,więc poleżysz tu,do czasu kiedy wyzdrowiejesz.
-Dziękuję.-Powiedział. Liznęłam go w policzek i pobiegłam po wodę i zioła lecznicze. Zostawiłam go osłupiałego tym wydarzeniem.
<Connor?>

OD Connor'a CD Sonate

-Sonate...
- Tak?
- Od czasu wojny kiedy uratowałem ci życie coś do ciebie czułem... Nie mam pojęcia czy ty również odwzajemnisz to uczucie... Ale... Kocham Cię...
-....


Sonate xD?

OD Sonate CD Connor'a


"To nie była moc śmierci,raczej....czasu!" pomyślałam,ale nie wiedziałam,czy on o tym wie. Uśmiechnęłam się do niego. On,ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie (dość blisko) i......z za krzaków wybiegła chmara potworów. Już przedtem czułam ich odór,ale nie byłam pewna,czy to to. Najdziwniejsze było to,że ich nie słyszałam,kiedy szli.
Klasnęłam w łapy i położyłam je na ziemi. W błyskawicznym tempie wyjęłam z niej miecz.
Później powtórzyłam w błyskawicznym tempie tą czynność i rzuciłam broń Connor'owi.
-Dzięki! Jak to zrobiłaś?-Krzyknął.
-Alchemia.-Wzruszyłam ramionami.
-Co takiego?-Zdziwił się. Już miałam mu odpowiedzieć,ale cóż,potwory nie będą czekać. Connor wbił się w tłum. Ja zresztą też. W błyskawicznym tempie odcinałam nogi stworom i podrzynałam gardła. Connor radził sobie równie dobrze,ale jeden z przeciwników powalił go i już miał zadać ostateczny cios,kiedy odepchnęłam go. Podałam rękę Connorowi mówiąc z uśmiechem na pysku:
-Jesteśmy kwita.-Chwycił ją i wstał.
-Dzięki.-Walka nie trwała dość długo. Kiedy ubiłam ostatniego potwora,zamienił się w proch,jak reszta. Pośród "resztek" wrogów leżał zakrwawiony Connor. Podbiegłam przerażona. miał głęboką ranę od pazurów. Zbliżyłam się do niego i błyskawicznie narysowałam krąg transmutacyjny. Zatrzymałam krwawienie. Pobiegłam po liście,które będą służyć jako opatrunki i kilka dobrze znanych mi ziół. Zrobiłam "papkę" leczniczą z zielska,nałożyłam je na ranę i zakleiłam opatrunkami. Wilk syknął z bólu.
-Przepraszam. Nie umiem być delikatna,co do lecznictwa.
-Przywykłem.-Uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech.
<Connor,co dalej?>

OD Connor'a CD Sonate.

-No nieważne... - Powiedziałem. Chwilę później poczułem dziwny krzyk i szum w myślach. - Sonate... Słyszysz?
- Ale, że niby co?
- Już nic... - powiedziałem ale tym razem zaczęła mnie boleć głowa i upadłem.
- Connor? Żyjesz? - zapytała śmiejąc się.
- Nic mi nie jest... Na prawdę tego nie słyszysz? - powiedziałem.
- Ale co mam słyszeć? - zapytała z pobłażaniem.
- Grr... Nieważne. - powiedziałem, a moje źrenice rozszerzyły się. - Muszę wracać...
- Cz-czemu? - zapytała. - jeszcze nie ma ranka.
- Po prostu muszę. - odpowiedziałem zasłaniając oczy. - Spotkamy się jutro.
Zacząłem biec w stronę mojej jaskini. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Oczy piekły, bolały i powoli traciłem wzrok. Gdy wbiegłem do siebie do jaskini nawet nie zdążyłem zdjąć z półki mikstury która uśmierzała ból. Zemdlałem. Obudziłem się w innej krainie
 
Ból powoli zaczął ustępować. Powolnie wstałem i podbiegłem do bramy. Otworzyła się przede mną sama. Jakby ktoś już wiedział o moim przybyciu... Idąc na wprost przed siebie widziałem cienie. Omijały mnie szerokim łukiem. Bały się... Nagle pode mną zatrzęsła się ziemia. A z otchłani piekielnej przybył jeździec na koniu który był martwy

Zszedł z konia i przemienił się w wilka...

















- Witaj. - powiedział donośnym głosem.
- Kim jesteś? - zapytałem nieco zdziwiony
- Nie poznajesz? Bracie... - powiedział tajemniczo.
- Jaki bracie ? O czym ty pier'olisz? - zapytałem w nieco wulgarny sposób.
- Dowiesz się w swoim czasie... Jestem Death. Jeździec Apokalipsy. Starszy od bogów i Rady Spopielonych. Ale bardziej powinno cię interesować kim ty jesteś.
- Niby co? Wiem jak mam na imię. Więcej mi nie potrzeba.
- Jesteś władcą czasu. - Uciął krótko
- Hahahaha. Jakim władcą czasu?  Moim żywiołem jest woda. - powiedziałem szyderczo.
- Pamiętasz dzień w którym zabiłeś wilka dotykiem?
- Tak...
- No właśnie. W przyszłości masz zostać Jeźdźcem Apokalipsy, o imieniu Czas. A z resztą... Czemu się tu zjawiłeś? Nie wiesz? no właśnie.
- Brzmisz trochę jakbyś był niedorozwinięty umysłowo. - powiedziałem powstrzymując śmiech.
- No wiem... Dobra. Powiem krótko... Musisz przejść parę testów abyśmy się dowiedzieli czy warto jest ciebie brać na Jeźdźca. Druga sprawa... Sonate nie może się o tym dowiedzieć. Wystarczy, że podarowałeś jej łańcuszek czasu. Hmmm... Zapewne będzie myśleć, że to coś magicznego itp. Tak to jest coś magicznego ale później odbiorę moc łańcuszka. Trzecia Sprawa. Daj ten talizman komuś na kim najbardziej ci będzie zależeć. -powiedział dając mi talizman.
- Jak mam wrócić? - zapytałem.
- Poczekaj. Jeszcze jedna sprawa... Mianowicie ta suczka. Widzę, że ci się podoba...
- I co w związku z tym? - zapytałem podejrzliwie.
- Jeśli będziecie mieli szczenięta jedno z nich będzie półkrwi. -odpowiedział.
- Jaśniej?
- Będzie na wpół jeźdźcem apokalipsy czyli kimś ważniejszym od boga ale na wpół ziemska. - odpowiedział po czym odesłał mnie na ziemię. Przez parę godzin nurtowały i męczyły mnie słowa wypowiedziane przez Death'a. Ale koniec końców musiałem pójść do Sonate bo przecież się z nią umówiłem...
- Witaj. - powiedziałem machając łapą do Sonate.
- Cześć. - odpowiedziała. - Idziemy nad Jezioro prawdy.?
- Chętnie. - odpowiedziałem.
Gdy tam doszliśmy poczułem, że ktoś lub coś... Jest w pobliżu. Sonate moczyła łapki w Jeziorze. Zza wysokich traw wyszedł wilk. Nie był normalny. Próbował mnie zaatakować. Chwyciłem go za pysk a on momentalnie zaczynał się starzeć aż w końcu zostały same kości które chwilę później zamieniły się w proch...
- Potęga czasu... -pomyślałem.
Sonate stanęła jak wryta.
- C-coś ty zrobił? - zapytała.
- Sam nie wiem... Jakoś tak...

Sonate ?

piątek, 29 listopada 2013

OD Sonate CD Connor'a

-Nie. Czemu mam się bać? Widziałam o wiele straszniejsze rzeczy gdyyy.....-Spojrzałam w ziemię.-Kiedyś.-Podniosłam łeb z serdecznym uśmiechem na pysku.
-Na prawdę Ci to nie przeszkadza?
-Przecież powiedziałam. Chodźmy już...
Nad jeziorem
-Jak tu pięknie-Szepnęłam.
-Poczekaj chwilę.-Szepnął mi do ucha. Była noc. Usiedliśmy w jednym miejscu wolnym od przepięknych kwiatów.
-Już.-Szepnął patrząc w górę.-Północ.-Wokół nas,kwiaty zaczęły się rozwijać i świeciły w ciemności. Były wspaniałe. Fioletowe,czerwone,pomarańczowe,błękitne,żółte. Wszystkie kolory,a zapachów tak wiele,że miałam mały problem z oddychaniem.
-To prezent na twoje urodziny.-Szepnął. Odwróciłam się w jego stronę.
-Skąd wiesz,kiedy mam urodziny?
-Yh..-Zmieszał się trochę. Podrapał łapą tył głowy i spojrzał gdzieś obok mnie.-Mam parę źródeł...informacji...
-Hmm...ok.
-Właśnie,bym zapomniał.-Zaczął grzebać gdzieś w plecaku,który wziął ze sobą. Z torby wyjął piękny naszyjnik-klucz.(Ten złoty)

-Klucz otworzy każdy zamek-Powiedział.
-A jaki zamek otwiera ten klucz?
-O tym musisz przekonać się sama.-Powiedział zakładając mi go na szyję.
-Dziękuję.-Powiedziałam. Nagle,wyczułam jakąś aurę i usłyszałam jakiś niezidentyfikowany odgłos....-Zaczekaj tu,zaraz wracam.-Powiedziałam i pobiegłam w stronę dochodzącego dźwięku. Kiedy dobiegłam do "łąki" leśnej,ku moim oczom ukazał się anioł czasu.
Kiedy odwrócił się w moją stronę,w głowie poczułam ból i zawroty...
Znalazłam się w ciemnym "miejscu". Otaczały mnie zegary i zamki. Ile bym nie biegła,nie znajdę końca. Przed oczami mignęły mi obrazy mechanicznego anioła,klucza i mechanicznego wilka,po czym wróciłam do rzeczywistości. Anioła już nie było,za to przede mną stał przerażony Connor i wykrzykiwał moje imię.
-Sonate! SONATE!
-Nic mi nie jest.-Zdjęłam jego łapy z moich ramion.
-Miałaś...białe oczy....
-Yhm...nieważne...
<Co dalej Connor?>

czwartek, 28 listopada 2013

OD Connor'a CD Sonate.

W trakcie spaceru nad Jezioro Prawdy...

Gdy spacerowaliśmy już tak przez dłuższą chwilę, poczułem uciskający ból w klatce piersiowej. Ja wiedziałem co to oznacza. Sonate nie...
- Sonate. UCIEKAJ. - powiedziałem stanowczo.
- D-dlaczego... - powiedziała
- BO TAK. - Wrzasnąłem na nią a ona powoli zaczęła się cofać...
To była przemiana. Wtedy traciłem zupełnie panowanie nad sobą. Nie miałem pojęcia co robię. Mogłem nawet pozabijać moich bliskich... Ale wtedy było inaczej...
http://darkwolves.blox.pl/resource/wilk.jpg

Po przemianie myślałem, że kontrola nad moim ciałem będzie trwała tylko przez chwilę. Myliłem się. Byłem zdziwiony faktem, że udało mi się zostać 'przytomnym'. Chciałem pobiec do Sonate. Ale ona by nie zrozumiała...Była tylko zwykłą i ziemską samicą. Gdyby nie była ziemska wyczuł bym to. Ja od zawsze byłem inny. Byłem smoczym jeźdźcem i dziecięciem w jednej postaci. Na początku to było dla mnie nie zrozumiałe. Smocze Dziecięta zabijały smoki, a jeźdźcy im pomagali. To było wręcz nie możliwe. Każdy wydobyty ze mnie smoczy krzyk był silniejszy. Z czasem gdy dorosłem nawet najsilniejszy wilk do mnie nie podszedł. Bał się mnie. Byłem postrachem terenów na których zamieszkiwałem. Moje rozmyślenia przerwał szelest liści z dalekiego dystansu. Szykowałem się do ataku. Ale... z krzaków wyszła Sonate.
- Kim jesteś? - zapytała szczerząc swoje marne kiełki. Na nic by się nie zdały. Nie zdołały by nawet rozciąć mojej skóry. Próbowała się na mnie rzucić lecz szybko powaliłem ją na ziemię i wniknąłem do jej umysłu uświadamiając jej, że to ja.
- Nickolas...?
- Tak i nie. Nie jestem Nickolas ale Connor. - odpowiedziałem.
- O-okłamałeś mnie? Czemu? - zapytała.
- Z początku nawet nie wiedziałem, że tak mam na imię. Nazwała mnie Alfa tamtej watahy... - puściłem ją.
- To jak wyruszamy nad to jezioro?
- Tak. Ale moja postać? Nie boisz się mnie? - zapytałem.

- Sonate? -



OD Sonate CD Connor'a

-Czemu ciągle zerkasz do tyłu?-Zaśmiałam się (a szliśmy tak,że ja byłam obok niego,ale trochę z tyłu,więc patrząc w tył,patrzył na mnie)
-Nie...jaaaa...nic już nie ważne.-Zarumienił się i przystanął na chwilę,żebym szła obok niego. Nie należał on do moich przyjaciół,ani ja do jego,ale coś w nim,sprawia,że mimo iż nie był dla mnie zbyt miły -.- ,to czuję się przy nim...sobą. Kiedy rozmawialiśmy na polanie,usłyszałam coś,a w powietrzu unosił się dobrze znany mi zapach...
-Śś-Uciszyłam go.
-Co jest?-Zapytał.
-Cicho!-Szepnęłam i zaczęłam się powoli skradać. Connor widać jeszcze nie wyczuł zwierzyny,bo stał i patrzył na mnie dość dziwnie. Nagle,wyskoczyłam jak z procy z traw i zniknęłam mu z oczu. Słychać było tylko krzyk jelenia i moje warknięcie,po czym nastała cisza......wilk wbiegł na górę i zrobił mniej więcej taką minę O.O,zaskoczony,że jednak był tam jakiś zwierz.
-Co się tak gapisz? Jedz!-Krzyknęłam. Ten podbiegł i zaczął jeść. Kiedy z jelenia zostały tylko szczątki,pobiegliśmy do lasu "pohasać" wśród drzew. Dobiegliśmy do jeziora prawdy i tam zaczęła się nasza przygoda...
<Co dalej Connor?>

poniedziałek, 25 listopada 2013

OD Connor'a CD Sonate

-Powinnaś być mi wdzięczna słaba suczko. - powiedziałem - Masz szczęście, że na wojnie spotkałaś mnie, inaczej byś nie żyła. - powiedziałem powalając ją. Przycisnąłem ją do ziemi.
- T-tak... Wybacz... - powiedziała słabym i piskliwym tonem.
- Pamiętaj niewdzięczna suko. - powiedziałem puszczając ją.
Sonate pobiegła w las. A ja nie odczuwałem poczucia winy z powodu odnoszenia się tak do niej.
- Dobra. Sprawa z nią została zakończona. Teraz muszę dokończyć swoje sprawy dotyczące watahy. - pomyślałem.

Pobiegłem do Alfy Azumi. Wytłumaczyłem jej, że nie chcę tu dalej przebywać. Zdecydowanie po wojnie wolałem życie samotnika. Ale nie na długo. Po paru tygodniach wędrówki napotkałem brązową wilczycę.
- Witaj. Jak zgaduję jesteś samotnikiem. - powiedziała.
- Jak widać. - dałem jej do zrozumienia, że to pytanie było mało błyskotliwe.
- Tak czy inaczej... Co ty tu robisz? To tereny watahy Poszukiwaczy Kryształów Czasu.
- Aha...
- Może chciałbyś dołączyć? - zapytała. 
- Wszystko mi jedno. -odpowiedziałem obojętnie. 
Po paru dniach...

Wyszedłem sobie jak gdyby nigdy nic święcie przekonany, że nic się nie stanie a tu znowu kolejny dzień poszedł w piach...

Gdy ledwo co wyszedłem z jaskini dostałem wiadomość od Moon, że mam się zjawić u niej. Zdziwiło mnie to. Nigdy nie dostawałem takich wiadomości a tym bardziej rano... Więc bez zbędnych ceregieli pobiegłem lekkim truchtem do jej jaskini. To co w niej ujrzałem było dobijające... Co Zobaczyłem? Prawdopodobnie zgadłeś. Sonate...
- Co ona tu robi ? - zapytałem oschle.
- Jak widać dołączyła tu. - odpowiedziała.
Zawarczałem i wyszedłem z jaskini. 
- Czy ona mnie prześladuje?  - mówiłem sam do siebie. - Mam jej dość
Aby odstresować niepotrzebne nerwy poszedłem na polowanie. Zaczaiłem się na zdobycz i... 
Rzuciłem się na nią ale w tym samym momencie wpadła na mnie Sonate...
- Śledzisz mnie?! - zapytałem głosem ostrym jak strzała.
- N-nie u-uwierz mi... 
- No dobra. A teraz pozwolisz, że wrócę do polowania. Możesz mi potowarzyszyć. - starałem się być miły... 
- Spójrz! Tam, tam, tam jeleń! Zaraz ucieknie! - ekscytowała się wszystkim co zobaczyła.
- Możesz się wreszcie zamknąć! - moja cierpliwość dobiegała kresu. 
- A-ale staram ci pomóc... - powiedziała
- To wypatruj i mów mi ale szeptem...  
- Spójrz... tam... - powiedziała cicho wskazując łapą. 
- Teraz patrz uważnie... - zacząłem się skradać. Skoczyłem na ofiarę i natychmiast przegryzłem jej gardło. 
- Masz. Jedz. - powiedziałem. 
- Ale ty to upolowałeś. 
- Jedz i nie marudź. - powiedziałem z uśmiechem. 

Każdy dzień uświadamiał mi, że muszę się nauczyć się z nią żyć. Na pewien sposób zaczęła mnie pociągać... 
Mijał dzień za dniem. Pewnej nocy miałem ochotę wyjść na spacer ale skończyło się na tym, że wyszedłem o bladym świcie. Przechadzałem się tak już przez parę minut. Nagle pojawiło się coś co wywróciło wszystko do góry łapami...

- Witaj Connor. Dawno się nie widzieliśmy. - powiedział wilk który stał naprzeciw mnie. 
- Kim jesteś?! I kto to do cholery Connor?! - zapytałem
- Jestem bogiem śmierci bracie, a Connor to ty. - odpowiedział. 
- Bracie?! - bóg zniknął a za mną stała Sonate.  
- Witaj. To idziemy na to polowanie? - zapytała
- Jakie? 
- Na to na które wczoraj się umówiliśmy. Nie pamiętasz? 
A tak... Faktycznie. - Odwróciłem się i poszedłem razem z nią. Co chwile się obracałem.

- Sonate Dokończ. - 
 

OD Sonate CD Connor'a

Kiedy się obudziłam,była noc. Przez ciężkie rany nie byłam w stanie się bronić,więc musiałam robić co musiałam. Nickolas spał,więc skorzystałam z okazji i wymknęłam się,nie zamierzałam siedzieć dłużej w jaskini "wroga",mimo wszystko jednak,widziałam w nim coś....innego. W głębi duszy byłam mu wdzięczna,za uratowanie życia,ale z drugiej strony,on pomógł wybić innym moją rodzinę. Zabił wręcz mojego brata. Rozmyślania przerwało mi drzewo,na które wpadłam. Wtedy,zorientowałam się,że biegnę przez las i jest niezła śnieżyca,przez którą widzę tylko na odległość 2/3m mimo,iż mam wyczulone zmysły,w tym wzrok...mimo wszystko,biegłam dalej. Nickolas mógł zorientować się ,że uciekłam w każdej chwili. Coraz trudniej było mi się poruszyć. Z każdą chwilą,na mojej sierści było coraz więcej śniegu i lodu. Nagle,kiedy postawiłam kolejny krok,pod moimi łapami śnieg zaczął się osuwać i wpadłam w wielką dziurę spoczywającą pod lodem. Na samym dnie były naostrzone pale. W okolicach pleców nabiłam się na jeden z nich. Syknęłam z bólu i klasnęłam w łapy,po czym położyłam je na palu,który po tej czynności odleciał w głąb "tunelu". Od razu zatrzymałam krwawienie tak zwaną danchemią i wstałam licząc,czy zdołam wyjść z tego przeklętego dołu...niestety....pułapka była zbyt głęboka. Spróbowałam więc,się wspiąć. Wzięłam dwa grube patyki i zaczęłam piąć się w górę zaciskając zęby z bólu. "Przecież nie przez takie rzeczy przechodziłaś na wojnach i w życiu" myślałam...Kiedy w końcu wspięłam się na "szczyt" pułapki,przez śnieg,zobaczyłam niewyraźny obraz wilka zbliżającego się w tą stronę. "Cholera! Skapnął się!" musiałam się pośpieszyć. Wspięłam się do końca i pobiegłam przed siebie. Znalazłam jakąś zakamuflowaną jaskinię i postanowiłam ukryć się tam,a zarazem przeczekać niepogodę. Kiedy się obudziłam,ku moim oczom ukazał się widok,który zniszczył mi humor na cały dzień...bowiem,przede mną siedział uśmiechnięty,z merdającym ogonem Nickolas. Wstałam przewracając oczami. -Czemu uciekłaś?-Zapytał już poważniej. -Nie twoja sprawa. Mam własne problemy i nie muszę ci się z nich spowiadać. -Ok,ok.-Zaśmiał się. -Czemu za mną leziesz? Nie dasz mi już spokoju do końca życia? -A żebyś wiedziała!-Powiedział z uśmiechem na pysku. Znów przewróciłam oczami,a moja mina wyglądała mniej więcej tak: -.- . -Mnie nie jest do śmiechu.-
Już chciałam iść,kiedy on chwycił mnie za łapę i powiedział: 
<Co powiedziałeś Nickolas?>

piątek, 22 listopada 2013

Od Connor'a - Początki i nowa znajomość...?

Obudziłem się w lesie. Nie pamiętałem co działo się przedtem. Gdy nagromadziłem w sobie dużo siły wstałem i poszedłem wprost przed siebie. Bacznie obserwowałem okolice i zwiedzałem tereny. Nie byłem świadom ,że znajduje się na terenach Watahy Wilków Morza. Po paru godzinach tej wędrówki zobaczyłem w oddali śnieżnobiałą wilczyce. Dopiero gdy stałem parę metrów od niej zaczęła na mnie warczeć.
- Po co te nerwy? - zapytałem.
- Jesteś świadom, że znajdujesz się na terenach mojej watahy ? - odpowiedziała pytaniem. - Tak czy siak. Szykujemy się do wojny. Lada dzień znajdzie się tu armia Watahy Łzy Gryfa. Jesteśmy pewni wygranej, ale potrzebuję dowódcy wojsk. Jak ci na imię
- Nie mam pojęcia... Nic nie pamiętam. - odpowiedziałem. 
- Widać, że nie jesteś milutkim i troskliwym wilkiem. Jesteś również dobrze zbudowany. - powiedziała okrążając mnie. - Musimy wybrać ci imię... Nickolas... Pasuje do ciebie. 
- Mi wszystko jedno. - odpowiedziałem wywracając oczyma. 
- Zostaniesz naszym dowódcą? - zapytała. 
- Tak bez szkolenia? Bez niczego? - zapytałem a moja brew uniosła się ku górze. 
- No właśnie... - powiedziała skacząc na mnie. Szybko powaliłem ją na ziemie. Nie zwracając uwagi na to, że jest samicą. 
- Co właśnie próbowałaś zrobić? Wiedz, że to ci się nie udało. - uświadomiłem jej. 
- Będziesz dowódcą idealnym. - powiedziała wstając. - Nie zważyłeś na to, że jestem samicą ani że jestem Alfą. 
- Aha. 
- To jak
- Zgoda. - powiedziałem obojętnie.

-Po Kilku dniach... - 

-Nickolasie, Nickolasie stój. -wrzasnął goniec. 
- O co chodzi? - zapytałem
- Wojska się zbierają pod Górą Inet. Wrogie wojska. - powiedział. 
- Najpierw powinieneś powiedzieć o tym Alfie.... - wrzasnąłem ruszając w kierunku jaskini alfy.
Wpadłem do jej jaskini jak szalony mówiąc o tym, że wrogie wojska się zbliżają. Ona wraz ze strategami planowała całą walkę. 
- Jesteśmy gotowi. - powiedziała ubierając zbroję. 

Wyruszyliśmy na skałę. Z której było widać całe tereny na których walka miała się rozegrać. 
- Stój. - powiedziała gdy chciałem zejść ze skały i pomagać wojownikom. - Niech ich najpierw wytłuką. 
- CO? A WIĘC MASZ TAKIE PODEJŚCIE? - zapytałem wrzeszcząc - Miejsce dowódcy jest przy wojownikach. 
Zleciałem ze skały i stanąłem naprzeciw wojskom wrogiej watahy. Walka trwała parę godzin. Wojownicy byli przemęczeni i pragnęli napić się wody, pomimo tego walczyli zaciekle. Nagle mój wzrok przykuła pewna sytuacja. Morderca z mojej watahy i samica z wrogiej. Pobiegłem tam odpychając wszystkich którzy stanęli mi naprzeciw. Morderca już miał zatopić swoje kły w ciele tej niewinnie wyglądającej wadery gdy na niego skoczyłem. 
- Stary.... bronisz tej suczki. - zapytał wrzeszcząc - Myślałem, że jesteś z nami.
- Nie w tej chwili bracie. - puściłem go a on pobiegł dalej walczyć. 
- Dzięki. - powiedziała do mnie wadera której uratowałem życie. Pod twardą maską twarzy krył się dziękujący wzrok. Odszedłem bez słowa. Pobiegłem dalej walczyć. 

Po kilku godzinach walka się skończyła... Moja wataha wybiła wszystkie wilki z wrogiej watahy. Ale pośród leżących ciał nie ujrzałem jednego... Wilczycy której uratowałem życie.

Po kilku dniach. Kiedy to zapomniałem już o całej walce która miała miejsce parę dni temu. Myślałem tylko o tym gdzie może podziewać się ta wilczyca... Nagle do mojej jaskini wpadł zdyszany goniec. 
- Nick... Ta wiadomość którą niosę może ci się nie spodobać... znaleźliśmy wilczycę z wrogiej watahy. Ona jako jedyna przeżyła - powiedział.
- Wprowadzić ją. - powiedziałem oficjalnym tonem. 
Oni weszli z prawie martwą waderą. Położyli ją na ziemi. 
- Wyjść. - powiedziałem. Podszedłem do niej i położyłem łapę na jej ciele. - Amixia. - Jej rany zostały uleczone. Wadera się ocknęła.
- Kim jesteś?- zapytałem. 
- Nazywam się Sonate. - odpowiedziała lekko przerażona.
- Miło mi Nickolas. Nie zrobię ci krzywdy. - powiedziałem a Sonate odetchnęła z ulgą. 
- Dlaczego mnie uratowałeś ? - zapytała.
- Dostrzegłem w tobie coś... coś... 
- Magicznego? - pomogła.
- Nie. Coś wartego ratunku. - odpowiedziałem. - połóż się i odpocznij. - powiedziałem pokazując na moje miękkie posłanie które było porośnięte mchem.
- Dziękuje. - powiedziała słabym głosem i zasnęła...

Sonate Dokończ.