sobota, 30 listopada 2013

OD Sonate CD Connor'a


"To nie była moc śmierci,raczej....czasu!" pomyślałam,ale nie wiedziałam,czy on o tym wie. Uśmiechnęłam się do niego. On,ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie (dość blisko) i......z za krzaków wybiegła chmara potworów. Już przedtem czułam ich odór,ale nie byłam pewna,czy to to. Najdziwniejsze było to,że ich nie słyszałam,kiedy szli.
Klasnęłam w łapy i położyłam je na ziemi. W błyskawicznym tempie wyjęłam z niej miecz.
Później powtórzyłam w błyskawicznym tempie tą czynność i rzuciłam broń Connor'owi.
-Dzięki! Jak to zrobiłaś?-Krzyknął.
-Alchemia.-Wzruszyłam ramionami.
-Co takiego?-Zdziwił się. Już miałam mu odpowiedzieć,ale cóż,potwory nie będą czekać. Connor wbił się w tłum. Ja zresztą też. W błyskawicznym tempie odcinałam nogi stworom i podrzynałam gardła. Connor radził sobie równie dobrze,ale jeden z przeciwników powalił go i już miał zadać ostateczny cios,kiedy odepchnęłam go. Podałam rękę Connorowi mówiąc z uśmiechem na pysku:
-Jesteśmy kwita.-Chwycił ją i wstał.
-Dzięki.-Walka nie trwała dość długo. Kiedy ubiłam ostatniego potwora,zamienił się w proch,jak reszta. Pośród "resztek" wrogów leżał zakrwawiony Connor. Podbiegłam przerażona. miał głęboką ranę od pazurów. Zbliżyłam się do niego i błyskawicznie narysowałam krąg transmutacyjny. Zatrzymałam krwawienie. Pobiegłam po liście,które będą służyć jako opatrunki i kilka dobrze znanych mi ziół. Zrobiłam "papkę" leczniczą z zielska,nałożyłam je na ranę i zakleiłam opatrunkami. Wilk syknął z bólu.
-Przepraszam. Nie umiem być delikatna,co do lecznictwa.
-Przywykłem.-Uśmiechnął się. Odwzajemniłam uśmiech.
<Connor,co dalej?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz