Kiedy
się obudziłam,była noc. Przez ciężkie rany nie byłam w stanie się
bronić,więc musiałam robić co musiałam. Nickolas spał,więc skorzystałam z
okazji i wymknęłam się,nie zamierzałam siedzieć dłużej w jaskini
"wroga",mimo wszystko jednak,widziałam w nim coś....innego. W głębi
duszy byłam mu wdzięczna,za uratowanie życia,ale z drugiej strony,on
pomógł wybić innym moją rodzinę. Zabił wręcz mojego brata. Rozmyślania
przerwało mi drzewo,na które wpadłam. Wtedy,zorientowałam się,że biegnę
przez las i jest niezła śnieżyca,przez którą widzę tylko na odległość
2/3m mimo,iż mam wyczulone zmysły,w tym wzrok...mimo wszystko,biegłam
dalej. Nickolas mógł zorientować się ,że uciekłam w każdej chwili. Coraz
trudniej było mi się poruszyć. Z każdą chwilą,na mojej sierści było
coraz więcej śniegu i lodu. Nagle,kiedy postawiłam kolejny krok,pod
moimi łapami śnieg zaczął się osuwać i wpadłam w wielką dziurę
spoczywającą pod lodem. Na samym dnie były naostrzone pale. W okolicach
pleców nabiłam się na jeden z nich. Syknęłam z bólu i klasnęłam w
łapy,po czym położyłam je na palu,który po tej czynności odleciał w głąb
"tunelu". Od razu zatrzymałam krwawienie tak zwaną danchemią i wstałam
licząc,czy zdołam wyjść z tego przeklętego dołu...niestety....pułapka
była zbyt głęboka. Spróbowałam więc,się wspiąć. Wzięłam dwa grube patyki
i zaczęłam piąć się w górę zaciskając zęby z bólu. "Przecież nie przez
takie rzeczy przechodziłaś na wojnach i w życiu" myślałam...Kiedy w
końcu wspięłam się na "szczyt" pułapki,przez śnieg,zobaczyłam niewyraźny
obraz wilka zbliżającego się w tą stronę. "Cholera! Skapnął się!"
musiałam się pośpieszyć. Wspięłam się do końca i pobiegłam przed siebie.
Znalazłam jakąś zakamuflowaną jaskinię i postanowiłam ukryć się tam,a
zarazem przeczekać niepogodę. Kiedy się obudziłam,ku moim oczom ukazał
się widok,który zniszczył mi humor na cały dzień...bowiem,przede mną
siedział uśmiechnięty,z merdającym ogonem Nickolas. Wstałam przewracając
oczami.
-Czemu uciekłaś?-Zapytał już poważniej.
-Nie twoja sprawa. Mam własne problemy i nie muszę ci się z nich
spowiadać.
-Ok,ok.-Zaśmiał się.
-Czemu za mną leziesz? Nie dasz mi już spokoju do końca życia?
-A żebyś wiedziała!-Powiedział z uśmiechem na pysku. Znów przewróciłam
oczami,a moja mina wyglądała mniej więcej tak: -.- .
-Mnie nie jest do śmiechu.-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz